Przyznam, że po dłuższej przerwie z wielką ochotą wybrałem się na koncert Wishbone Ash. Prawdę mówiąc, nigdy przesadnie nie szalałem za tym zespołem, jednak okazja do oderwania się od przygotowań do przeprowadzki i zrobienia wreszcie paru koncertowych fotek była bardzo kuszącą perspektywą. Nie spodziewałem się bomby, i może to lepiej, bo dzięki temu się nie rozczarowałem.
Fani zespołu z Torquay mogli z całą pewnością uznać ten koncert za świetny, jednak jako że ja do tej grupy się nigdy nie zaliczałem, mam do niego nieco większy dystans. Panowie zagrali owszem, poprawnie, jednak nie porywająco. Zabrakło mi w tym gigu trochę energii, fantazji i tego magicznego ducha lat '70, jakiego dało się odczuć choćby podczas występu legendarnego Iron Butterfly.
Nie rozpieszczało też światło, o którym można powiedzieć tyle, że było. Dobre i to.
No, ale dość smęcenia, bo ja nie od pisania jestem. Oto zdjęcia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz