niedziela, 23 stycznia 2011

Pennywise, Scheisse Minelli @ Proxima, 22.01.2011

 To nie był łatwy koncert do sfotografowania. Światło w Proximie nie rozpieszczało (chociaż widziało się duuużo gorsze warunki), a artyści tego wieczoru byli wyjątkowo żywiołowi. W końcu to punk rock, a nie muzyka dla grzecznych dziewczynek. A że melodyjny? W niczym to nie przeszkadza.
Zaczęli Niemcy z Scheisse Minelli (swoją drogą, zakochałem się w tej nazwie). Energia wprost kipiała ze sceny. No ale czego innego można się spodziewać po panach, którzy wychodzą na deski w koszulkach Slayer, czy Black Sabbath (za to osobiście ode mnie dla nich ogromny plus!).

Sheisse Minelli











SM rozgrzali do czerwoności całą publikę, której nie pozostało nic innego jak tylko skandować "pennywise! where the f***k is pennywise?). 
Takie "zaproszenie" powtórzone iks razy musiało skłonić gwiazdy wieczoru do rozpoczęcia show. I to jakiego! Chłopaki ze słonecznej Kaliforni zagrali tak, że poczułem się jak w podstawówce, kiedy po raz pierwszy usłyszałem Homesick. Znów energia, energia i... tak jest! Energia! Poleciały takie numery jak Fight Till You Die, wspomniany Homesick, czy fantastyczny cover Stand By Me. Zresztą pełną setlistę zobaczycie na zdjęciach, zapraszam.

Pennywise



















Brak komentarzy: