sobota, 12 grudnia 2009

Juno Reactor, Warszawa 10.12.2009 Palladium

Tego wieczoru gwiazdą miał być słoweński Laibach. Przyznam szczerze, że nigdy nie należałem do grona wielkich fanów tego zespołu. Po prostu ich muzyka jakoś do mnie nie przemawiała. Tego wieczoru natomiast przekonać się miałem, jak wielką siłą jest ów, obojętny mi dotąd, zespół. Spokojnie mogę zaliczyć ten koncert do najlepszych, jakie widziałem w życiu. Niesamowita energia, fantastyczne wizualizacje, i tylko światło podczas trzech pierwszych kawałków dla foto pozostawiało nieco (eufemizm) do życzenia.
Po Laibachu zagrał Juno Reactor. Jeżeli ktoś tego zespołu nie kojarzy, to polecam posłuchać sobie ścieżki dźwiękowej z Matrix: Reaktywacja i Rewolucje, czy Mortal Kombat. Tu niestety zawiodłem się srodze. Światło było, ale na tym kończą się pozytywne odczucia dotyczące ich koncertu. Zrobili swoje show, ale jakoś nie było to porywające przeżycie. Po części na pewno takie moje odczucia spowodowane były świetnym występem Laibach, po części tym, że Juno grali momentami z playbacku. Wiem jedno - To Laibach był gwiazdą i to Juno powinni grać przed nimi. Dlaczego było odwrotnie? Z prostej przyczyny: Juno Reactor zamiast o 13, pojawili się w Warszawie dopiero koło 17. Po prostu nie zdążyliby zagrać wcześniej, a koncert i tak miał już sporą obsuwę.
Ok, koniec tej grafomanii, bo sam nie bardzo już kojarzę fakty (dość późno jest). Czas na foty.
























3 komentarze:

kuchomik pisze...

no, łatwych warunków nie miałeś. po 5 minutach laibacha stwierdziłem, że dobrze, że nie starałem się o tego passa - bym się tylko nawkurzał.
poza zdjęciem wokalisty(10 od dołu) i japońca (5 od końca), to tak średnio przecietno. mogliście opór w fosie być?

Anonimowy pisze...

Świetne foty!

1 pisze...

ulala, ciemno! mi się bardzo podoba 6te licząc od końca, bo jak wiadomo ostatnio lubię przekoszenia, hehehe ;)