Do koncertu One Republic byłem nastawiony bardzo sceptycznie. Ot taki sobie pop rock bez większego polotu z mega hiciarskimi numerami jak "Apologize" czy "All The Right Moves". Jak to celnie ujął Zbyszek Zegler "brzmią jak U2 z urżniętymi jajami, mimo, że U2 zawsze miało urżnięte jaja" ;)
Dlatego też miło się zaskoczyłem, kiedy usłyszałem i zobaczyłem ich na żywo. Był to ostatni koncert na trwającej dwadzieścia miesięcy trasie, a po muzykach w ogóle nie było widać zmęczenia. Wręcz przeciwnie: byli w swoim żywiole i świetnie się bawili, porywając i tak entuzjastyczną publikę. Nawet "bezjajeczne" kawałki zabrzmiały porządnie i z większą mocą, niż na ich studyjnych dokonaniach. Reasumując - za płyty podziękuję, ale na żywo zobaczyć warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz